Pobudka o 7 i wypad na granice do Poipet. Spod Lamphu house zamawiamy dwie taksówki ktore maja zabrac nas na jeden z miliona dworcow w Bangkoku. Okazuje sie, ze 1 czesc ekipy dociera na miejsce ponad 20 min wczesnej, a my jestesmy prawie pewni, ze padlismy ofiara przekretu taksiarza, okazalo sie jednak, ze druga czesc ekipy dostala propozycje przejazdu autotrada a my smigalismy w traffic jamie, w koncu tu i tu padla taka sama cena za przejazd, czyli 20pln.
Trafiamy na stosowny autobus i z malym 10 minutowym opoznieniem ruszamy w trase, po drodze zatrzymuja nas kilkuktornie jakies tajskie sluzby i ilosc osob w autobucie kurczy sie o jakies 10%. Docieramy w koncu na granice, gdzie czeka juz grono osob chetnyh do bezinteresownej pomocy, oczywiscie za dolary. Finalnie udaje nam sie przekroczyc granice, przy czym Palczak padl ofiara Palczowki, o ktorej nie chcemy sie duzo rozpisywac, powiemy tylko, ze zniknal w specjalnym magazynie na okolo godzine...
ad Na koniec zagadka matematyczna. Granica pomiedzy Tajlandia a Kambodza, wchodzisz do sklepu, kupujesz 2 napoje po 6 tysiecy rieli, oblicz ilu rieli nie dostaniesz, jesli zaplacisz za zakupy 3 banknotami o nominale 5 tys rieli.
Bangkok - Poipet 12$ per persona
Poipet - Siem Reap 120$ per grupa do busika